poniedziałek, 18 września 2017

Koniec fińskiej sagi

I left a note on my bedpost
Said not to repeat yesterday's mistakes
What I tend to do when it comes to you
I see only the good, selective memory”
[Shakira ft. Rihanna; Can't Remember To Forget You]

Kwiecień 2017
Cichutki szelest odsuwanej pościeli, z trudem tłumiona chęć gorzkiego roześmiania się i jedna, nieustannie tłukąca się po głowie myśl: 'Ile razy, do diabła, można popełnić dokładnie ten sam błąd?'.
Cóż, dla nich najwyraźniej ktoś zapomniał wyznaczyć limit.
Z lekkim ociąganiem podniosła się z łóżka i zaczęła zbierać swoje porozrzucane po pokoju rzeczy. Zabawne, że przy nim to miejsce niemal zawsze przemieniało się w pobojowisko, a ona musiała skakać do żyrandola, aby odzyskać części swojej garderoby. Oczywiście skończyło się tym, że wywinęła orła na jakimś bucie i z łoskotem wylądowała na tyłku, a z lampy, zamiast błękitnej sukienki, sfrunęła czarna koszula. Prościutko na jej rozczochraną łepetynę.
Gracja godna dawnej królowej lodu!
Cholera, co ona w ogóle wyprawiała? Zamierzała się tak po prostu ubrać i zniknąć? Niby jak? Przecież byli w jej mieszkaniu i nawet gdyby chciała – a nie oszukujmy się, nie miała zielonego pojęcia, czego chce – nie miała dokąd uciec. Prędzej czy później musieli spojrzeć sobie w oczy i porozmawiać o tym, o czym minionej nocy tak bardzo pragnęli zapomnieć.
Zarzuciła więc na ramiona ciemny materiał, czując, jak otula ją czarująca woń wspomnień, i po raz pierwszy tego ranka spojrzała na pogrążonego wciąż we śnie mężczyznę.
Ciekawe czy gdyby wybuchła bomba, to łaskawie by się obudził, bo najwyraźniej raban, którego narobiła okazał się niewystarczający.
Spał z głową przekręconą w stronę, gdzie jeszcze kilka minut wcześniej leżała ona. Zakopany w granatową kołdrę niemal po same uszy, niewzruszony na jakiekolwiek hałasy czy cały wachlarz wdzierających się do środka promieni słońca.
Jakby ktoś nagle cofnął czas...
Niesamowite, jak pomimo lat i wszystkiego, co się między nimi wydarzyło, ten obrazek wydał jej się znajomy i przyjemny. Widywała go tyle razy... Czasem zerkając z sąsiedniego posłania, a kiedy indziej stojąc w progu pokoju i z rozbawieniem patrząc, jak zapach świeżo zmielonej kawy motywuje jego powieki do podniesienia się.
Najlepsi przyjaciele, współlokatorzy, kochankowie.
Nigdy para!
Miała wrażenie, że zna go na pamięć. Nie ważne, że wokół oczu przybyło mu kilka nowych, całkiem uroczych zmarszczek, a mocna opalenizna i rozjaśnione tropikalnym słońcem włosy boleśnie zdradzały nie tylko upływ czasu, ale przede wszystkim powód wielu kłótni oraz pomyłek. Pieprzona Malezja! A jednak to wciąż był ten sam, cholernie przystojny i niemożliwie irytujący Akseli, w którym zakochała się jeszcze jako nastolatka
Czy gdybym zdecydowała się wtedy na wyjazd... - Pokręciła szybko głową, wyrzucając z niej tę niedorzeczną myśl.
Wyjątkowo łatwo było zepchnąć teraz wszelkie niepowodzenia na karb pozostania w Europie, kiedy tak naprawdę największym błędem było to, że w ogóle dopuściła do siebie pomysł jej opuszczenia. To tutaj miała szczęśliwe i poukładane życie. Mężczyznę, z którym planowała ślub, rodzinę oraz wspólną przyszłość. Straciła to wszystko przez własną głupotę i tego przeklętego blondasa, który teraz znów zawitał w jej życiu, żeby w nim namieszać, a później pewnie się ulotnić.
Nie, nie wierzyła już, że może im się ułożyć. Za długo się łudziła, zbyt często dopuszczała do głosu naiwną romantyczkę z głębi swojej duszy. Wszystkie ich próby bycia razem z góry skazane były na porażkę, bo kochali się wbrew wszystkiemu – przede wszystkim wbrew zdrowemu rozsądkowi. Czemu więc tym razem miałoby być inaczej? Dlaczego miałoby im się udać? Skoro nie radzili sobie, kiedy dzieliła ich jedna, mała Szwecja, to jak mieli pokonać cały cholerny Ocean?
Tylko że teraz nie miała już nic, co trzymałoby ją w Europie
No prawie nic...
***

I keep forgetting I should let you go
But when you look at me, the only memory,
Is us kissing in the moonlight
[Shakira ft. Rihanna; Can't Remember To Forget You]

Wyglądała oszałamiająco i tak niesamowicie znajomo. Odziana jedynie w jego koszulkę, z burzą blond loków spiętych w niedbałego koka i z bosymi stopami, które tanecznym krokiem poruszały się po zimnych kafelkach w takt lecącej muzyki. Cała kuchnia tonęła w mieszance woni świeżo zmielonej kawy i czereśniowego balsamu dziewczyny, a on nie był w stanie zapanować nad szerokim uśmiechem pchającym mu się na usta.
Gdyby miesiąc temu ktoś powiedział mu, że wyjazd do rodziny na Wielkanoc skończy się w taki sposób, chyba by nie uwierzył. Nie! Na pewno by nie uwierzył. Przecież jeszcze podczas lotu – gdzieś mniej więcej nad Polską – bił się z myślami, czy do niej nie napisać. Nie zaryzykował jednak. Za dużo namieszali sobie w życiu, za wiele zadali bolesnych ran. Zdawało mu się, że lepiej zostawić je zasklepione niż rozerwać jednym, niezręcznym spotkaniem. Zresztą i tak zakładał, że mieszka teraz w jakimś Einsiedeln, czy innym szwajcarskim miasteczku. Jako szczęśliwa żona, mama i posiadaczka wielkiego, kudłatego berneńczyka. Nie, nie zapomniała o nim, ale w końcu stał się jedynie przyjemnym wspomnieniem fajnego kumpla.
Co więc poszło nie tak?
Wciąż pamiętał tamten świąteczny wieczór. Szalejącą na zewnątrz burzę, słodki smak sahti i jej radosny śmiech, kiedy calutka przemoczona wpadła nagle do pubu. Niczym zaczarowany patrzył, jak roztrzepuje jaśniutkie włosy i zsuwa z ramion ciemny płaszcz. Nasiąknięta wodą, błękitna sukienka niczym bibułka przylgnęła do jej ciała. Później odwróciła się w jego stronę i dosłownie zamarła. Sekundy, kiedy zapewne rozważała ucieczkę, aż w końcu prześliczny, radosny uśmiech. Szepnęła coś do swoich towarzyszy i już po chwili wisiała na jego szyi, mamiąc czereśniami i Pure Poison. Jakby nie pokaleczyli się do granic możliwości i nie spędzili ostatnich czterech lat, próbując się raz na zawsze wyleczyć. Nie miał pojęcia, kiedy jego brat z żoną się ulotnili, a ona jedynie pomachała znajomym na pożegnanie. Znów liczyli się tylko oni - w barze, podczas spaceru mokrymi, mieniącymi się światłem latarni ulicami Lahti oraz w jej mieszkaniu. Zakochani i tak bardzo naiwni.
Uparcie nie chciała mówić o przeszłości, ale brak obrączki i fakt, iż wciąż mieszkała w Finlandii, świadczyły, że chyba jednak nie wyszła za Simona. Dziwne, bo był gotów przysiąc, że słyszał plotki o jej ślubie.
- Dzwoniła twoja mama. Zaprasza nas na obiad – rzuciła, jedną ręką mieszając jajecznicę, a drugą próbując sięgnąć po talerze. W mig znalazł się obok, muskając na powitanie jej usta, po czym zaczął przygotowywać stół.
Czyli tak to wyglądało? Wspólne śniadania, wyjścia na rodzinne imprezy, mieszkanie razem? Właściwie niewiele różniło się to od tego, co robili przez pierwsze kilka lat znajomości. Może z wyjątkiem upojnych nocy w jednym łóżku – które przecież wtedy również im się zdarzały – skradanych w ciągu dnia buziaków czy wymyślaniem coraz to słodszych i bardziej żałosnych określeń. Chyba już wolał, kiedy nazywała go matołem a nie misiaczkiem, słoneczkiem czy dziubaskiem.
Czego więc przez te wszystkie lata tak panicznie się bali? Dlaczego woleli ranić i uciekać, zamiast po prostu przyznać, że się kochają i stworzyć związek?
Może dlatego, że tak naprawdę w ich relacji wciąż nic się nie zmieniło. Żyli chwilą i nie zastanawiali się co dalej. Równie mocno, jak ona unikała tematu przeszłości, on omijał kwestię przyszłości. Jego tygodniowy pobyt w Finlandii wydłużył się już do miesiąca, ale wiedział, że lada moment będzie musiał wrócić do pracy. A tak się składało, że pracę miał w Afryce, w Tanzanii. Krótko mówiąc: w cholerę daleko! Bał się zaproponować, żeby poleciała razem z nim. Przecież już raz próbował.
- Sprzedaję szkołę – wypaliła nagle, tak po prostu, między jedną a drugą łyżką jajecznicy. Jakby to wcale nie była najbardziej przełomowa i niezwykła wiadomość na świecie. Iskierka nadziei, która najwyraźniej zapłonęła w jego oczach, bo roześmiała się wesoło i kręcąc głową, kontynuowała: - nie robię tego ze względu na ciebie, Akseli. Szukałam kupców od pół roku. Nie da się jednak ukryć, że wrócił pan do mojego życia w całkiem odpowiednim momencie, panie Kokkonen – dodała z przewrotnym uśmieszkiem. Uwielbiał, kiedy drażniła się z nim wchodząc na ten niby oficjalny ton rozmowy, a jednocześnie wymawiając jego nazwisko w ten gardłowy, lekko zachrypnięty sposób. A jednak pomimo kokieterii oraz maski twardej, pewnej swego kobiety, dostrzegł bijący z niej smutek i gorycz rozczarowania.
- Przecież kochasz to lodowisko, te dzieciaki i szkółkę.
Próbowała zyskać na czasie, sącząc powoli kawę.
- Chyba tylko lodowisko – odezwała się w końcu. Bardzo cichutko, jakby z poczuciem winy. Bawiła się kubkiem, próbując zająć czymś drżące dłonie. - Nie nadawałam się do prowadzenia biznesu, więc porządni trenerzy pouciekali a wraz z nimi wszyscy seniorzy. Nikt myślący o poważnej karierze nie chce, żeby prowadziła go dziewczyna, która zakończyła swoją przygodę z łyżwami na juniorach, a później latami pracowała w innej dyscyplinie. Z samych dzieci ciężko utrzymać się na rynku, szczególnie kiedy nieszczególnie za tobą przepadają. - Uniósł brwi w geście zdziwienia, a ona parsknęła śmiechem. - Axu, trenowałam bandę dorosłych chłopów. Przywykłam do tego, że trzeba wrzeszczeć, a nawet czasem przylać niektórym delikwentom. Jak się okazuje, na dzieci to tak trochę nie działa. - Przypomniał ją sobie z drugiego treningu fińskiej drużyny. Rozruch, którym im zaserwowała wyprał ich z jakichkolwiek sił, a krzyk prawie doprowadził Mattiego do łez. Zresztą, gdyby razem z Vellu jej wtedy nie odciągnęli, zapewne doszłoby do rękoczynów na Hautamäkim młodszym. Faktycznie dzieci mogło to wystraszyć i zniechęcić. - Założyłam szkołę, bo po rozstaniu z Simonem wiedziałam, że już nie wrócę do skoków. Liczyłam, że dzięki łyżwom łatwiej będzie mi się z tym pogodzić. Podjęłam wtedy naprawdę dużo złych decyzji, żeby tylko zapomnieć.
- Dlaczego... - zaczął, a ona wbiła w niego rozzłoszczone, kpiące spojrzenie.
- Może dlatego, że trzy miesiące przed ślubem miałam w swoim rzeczach bilet na samolot do Malezji? W jedną stronę! Myślisz, że to wystarczający powód do zerwania zaręczyn?
- A powiedziałaś mu, że nigdy nie zamierzałaś z niego skorzystać?
Oczywiście że nie powiedziała. To byłoby zdecydowanie nie w jej stylu. Może przy Simonie zdołała troszeczkę dorosnąć i znormalnieć, ale bynajmniej nie przestała mieć dziwnych, postrzelonych pomysłów. W dodatku wciąż najpierw robiła i plotła, co tylko ślina przyniosła jej na język, a dopiero później zaczynała łaskawie myśleć. I najczęściej żałować. Dlatego wpierw się pożarli, ona rzuciła w niego pierścionkiem, wykrzyczała, że powinna była polecieć z Akselim, a on wyszedł, trzaskając głośno drzwiami. Dopiero wtedy dotarło do niej, że to tak naprawdę stek kompletnych bzdur. Nie miała najmniejszego zamiaru nigdzie się ruszać, bo w końcu była szczęśliwa. Właśnie tam, z tym drobnym, niepozornym gościem z serduchem równie wielkim jak jego wiewiórcze zęby. Chciała spędzić z nim resztę życia, mieć dzieci – byłyby urocze, nawet gdyby odziedziczyły jej pudlowatą szopę i jego zgryz – a za jakiś czas, kiedy maluchy poszłyby do szkoły i zaczęły oddawać swoje pierwsze skoki, może wróciłaby do pracy.
- Nie zdążyłam. Wyszedł, wyłączył telefon i postanowił odreagować. - Gorzki, naprawdę tak cholernie gorzki śmiech, że aż przeszły go lodowate dreszcze. Nie musiał pytać w jaki sposób, znał Ammanna. - Wybaczyłabym mu naprawdę wiele, ale nastąpił na zbyt duży odcisk i to nie tylko mi. Nie wiedziałam, czy bardziej pragnę go odzyskać, czy się zemścić. Nim się zorientowałam, że idę najgorszą z możliwych dróg, było już za późno. Zapłaciłam piekielnie wysoką cenę za to wszystko, a ten kretyn tylko stał obok i z mściwą satysfakcją patrzył, jak rujnuję sobie życie. Dlatego odpuściłam i próbowałam się pogodzić ze stratą jego i skoków. - Aż bał się zapytać, co zrobiła. Naprawdę bardzo się bał, bo to przecież była Asia, mógł się spodziewać dosłownie wszystkiego. - Może zatem czas raz na zawsze się od tego uwolnić? Gdzieś bardzo, bardzo daleko od Finlandii, skoków i kryjących się w każdym zakamarku wspomnień?
Chyba była gotowa, chociaż wiedziała, że nigdy nie zapomni o latach spędzonych w fińskiej kadrze, o kłótniach z Austriakami, o przyjaźni z Simonem i Andreasem. Nie znosiła upałów ani wielkiej wody i za żadne skarby nie widziała siebie w tropikach. Gdyby istniała jakakolwiek, najmniejsza nawet szansa, aby mogła wrócić do drużyny, nie odważyłaby się na ten krok.
Tyle że taka już nie istniała!
***

I can’t remember to forget you!
[Shakira ft. Rihanna; Can't Remember To Forget You]
O NIE!
Kiedy myślała o szansie na powrót do skoków, z całą pewnością nie o taką jej chodziło. Nie, nie i jeszcze raz nie! Przecież to było jakieś szaleństwo, istna porażka i najgłupsza rzecz na świecie. Chyba wolałaby jeszcze raz dowiedzieć się, że już nigdy nie będzie mogła jeździć na łyżwach, niż być zmuszona do odbycia tej rozmowy. Miała ochotę rozszarpać samą siebie, pewnego skretyniałego osobnika, który ją do tego podpuścił, Simona za to, że jej nie powstrzymał i każdego, kto nie pierdyknął jej wówczas w ten pusty łeb.
Idiotka!
Naciągnęła mocniej kaptur na głowę i szczelniej zasunęła bluzę, mimo że temperatura sięgała jakiejś dwudziestej piątej kreski. Trzęsła się, dosłownie drżała jak galareta, chociaż spowodowane to było bardziej strachem niż zimnem. Zupełnie nie umiała przewidzieć, jak on zareaguje na to spotkanie. Nie wiedziała, dlaczego w ogóle zgodził się brać udział w tej szopce. Nie obchodziło jej to, bo miał być tylko pionkiem w jej grze o uczucia Simona. Kiedy przegrała, po prostu spakowała manatki i znikła. Mieli się nigdy więcej nie zobaczyć.
Dorosła, świadoma życia kobieta...
Zwolniła nieco kroku, chociaż rosnąca na jej oczach Rukatunturi zwiastowała, że nie ma odwrotu. Faktycznie, chwilę później stała już oparta o barierki i niczym zaczarowana wpatrywała się w wielką, majestatyczną skocznię. Chyba zapomniała, jakie wrażenie potrafi robić ten obiekt, a przecież był środek wakacji i piękne słońce. Otulony śniegiem i trwający niewzruszenie wśród szalejących wichur wprost zapierał dech w piersiach.
Kochała Rukę, bo w pewnym stopniu była jak ona. Szalona i totalnie nieprzewidywalna.
Szybko przypomniała sobie jednak, że nie przyjechała tu dla przyjemności. Może i była na własnym, doskonale znanym terytorium, ale niestety wśród zdecydowanie wrogiej drużyny. Zerknęła na wysokiego blondyna, który kilka kroków od niej zbierał się po swoim, szczerze mówiąc, wyjątkowo nieudanym skoku. Kojarzyła tę gębę, chociaż za jej czasów prawdopodobnie klepał jeszcze bulę na podwórkowej muldzie. Niestety narodowość jegomościa świadczyła, że trafiła idealnie.
Prościutko do piekła!
- Hej – rzucił, łapiąc jej pełne pogardy, ale też nieco zainteresowane spojrzenie i uśmiechając się przyjaźnie.
Cholercia, miał naprawdę ładny uśmiech.
Skarciła się za tę myśl. Był przebrzydłym Autem, nie mógł mieć w sobie niczego ładnego. Ani odrobinki!
- Cześć – odpowiedziała, bo mimo wszystko mamusia wpoiła w nią kulturę osobistą. Nawet wobec Austriaków.
Oczy też miał ładne.
Czy ona do reszty postradała rozum? Niech ten typ już sobie pójdzie, ona załatwi to, po co tu przyjechała i będzie mogła w spokoju oraz z czystym sumieniem przeprowadzić się do słonecznej oraz piekielnie gorącej Afryki, do której tak naprawdę wcale jej się nie śpieszyło.
Z czystym sumienie, aha...
Półtorej miesiąca miłosnej sielanki w Lahti dawno dobiegło końca. Akseli wrócił do pracy, a ona co rusz przesuwała termin swojego wylotu. Chciała z nim być, ale się bała. Nienawidziła upałów i tropikalnego powietrza, a duże wody wraz ze wszystkim, co w nich pływało, po prostu ją przerażały. Nie miała też pojęcia, co mogłaby tam robić. Do biznesu, jak widać, zupełnie się nie nadawała, a letnie sporty były dla niej czarną magią. Dlatego bomba, która wybuchła przy którymś spotkaniu z kupcami na początku wydawała jej się bardzo na rękę.
Pojawiły się jakieś prawne problemy, kochanie, muszę je najpierw rozwiązać – powtarzała podczas każdej rozmowy, kiedy zniecierpliwiony Kokkonen pytał ją o przyjazd. Niestety z czasem - kiedy coraz częściej się kłócili, Axu zaczął zadawać szczegółowe pytania, a ona zdała sobie sprawę, że będzie musiała rozwiązać to wszystko zupełnie sama - przestało się jej to już tak bardzo podobać. Szczególnie że wiązało się to ze spotkaniem pewnego debila.
- O CHOLERA! - usłyszała na chwilę przed tym, jak Manuel wywinął uroczego koziołka i z impetem walnął w bandę, o którą się opierała.
No to się chyba zaczęło.
- Kurde, Fettner, żyjesz? - wrzasnął blondas, w mig znajdując się obok wyraźnie oszołomionego kumpla. Ciekawe co wywołało większy szok: walnięcie głową w twarde dechy, czy jednak jej obecność?
- Ja pierniczę, Bednarek! - wymamrotał, dając jej dość jasną odpowiedź. - A może powinienem powiedzieć... - weszła mu w słowo, sycząc złowrogie zamknij się!, postanowił więc zastosować się do tej rady. - Słyszałem radosne nowiny – ciągnął po chwili, kiedy już nieco się ogarnął, pomachał wielokrotnie łepetyną, stwierdzając najwyraźniej, że i tak nie miał co sobie w niej uszkodzić. Pacjent będzie żył, co najwyżej ratunku będzie wymagało to coś, co zdechło pod kaskiem. - Podobno zeszłaś się w końcu z Kokkonenem i wyprowadzasz na jakieś Bahamy. Gregor wie?
- Do Tanzanii. - Już w jej głowie brzmiało to dziwnie, ale wypowiedziane na głos bardziej przypominało kiepski żart niż wspaniałą wyprawę i początek nowego życia. Nagle jednak dotarła do niej zupełnie inna sprawa. Ten przeklęty palant z wypłoszem na głowie przyjaźnił się z Akselim. Co jeśli powiedział mu prawdę? - Fettner, czy ty...
- Zdradziłem twojemu ukochanemu twój mały, brzydki sekrecik? - Nie mógł zdradzić, prawda? Przecież gdyby tak było, Axu coś by o tym wspomniał. Chociaż półsłówkiem! - Myślałem, że takie rzeczy to coś oficjalnego. - Zgrzytnęła zębami, więc szybko się wycofał. - Spokojnie, nie pisnąłem słówka. Nie sądzisz jednak, że powinien wiedzieć? Masz to w papierach, złotko. - Debil, debil, debil! Który miał cholerną rację! - Patrz, twój mężczyzna skacze!
- Jesteś kretynem, Fettner! Mam nadzieję, że ucieszy się na mój widok tak jak ty i zaryje gębą jeszcze mocniej.
- Urocze. Dokładnie jak stare, dobre małżeństwo.

Niestety nie zarył. Nie to żeby mu jakoś wybitnie źle życzyła. Nie umiała źle życzyć ludziom. Nawet jemu, chociaż kwestię ludzia trzeba by w tym przypadku poważnie rozważyć. Po prostu o wiele łatwiej byłoby jej przeprowadzić tę rozmowę, gdy jego twarz zdobił jakiś inny grymas niż ta przeklęta pewność siebie i jawna kpina.
Po pierwszym skoku rzucił jej tylko wesołe 'cześć' i jak gdyby nigdy nic, zaczął się zbierać. Jakby jej obecność na austriackim zgrupowaniu była najnormalniejszą rzeczą na świecie i nie wymagała żadnego zdziwienia czy komentarza. Mało jej oczy z orbit nie wyszły, a sterczący wciąż obok Manuel prawie skonał ze śmiechu na widok jej miny.
To ona omal nie schodzi na zawał ze strachu przed tą konfrontacją, obmyśla miliony różnych przemówień, szuka rozwiązań, a ten pajac udaje, że nic się nie dzieje?
Jak ona go nienawidziła!
Rozsiadła się więc wygodnie, wystawiając twarz do słońca i otwierając oczy tylko po to, żeby sprawdzić, czy już łaskawie skończyli. Ze złością odnotowywała jednak, że każda kolejna próba tego buraka była coraz lepsza, a on szczerzył się do niej, jakby co najmniej zdobył złoty medal Zimowych Igrzysk Olimpijskich.
Zapomnij, matole, takich dwóch fajnych gości sprzątnęło ci sprzed nosa jedyne olimpijskie medale będące w zasięgu twojej ręki. UPS!
- Nie sądziłem, że tak zatęsknisz za skokami, żeby aż przyjechać na nasz trening. - Usłyszała nad sobą jego rozbawiony, zaczepny głos. Niechętnie uniosła więc jedną powiekę i wykrzywiła usta w nieprzyjaznym grymasie. Stał przed nią, przebrany już w codzienny strój, co świadczyło, że trening najwyraźniej dobiegł końca. Pomijając coś dziwnego, co zalęgło się na jego brodzie i pod nosem, jakoś wybitnie nie zmienił się przez ostatnie cztery lata. Wciąż był paskudny! Nawet bardziej przez tę jasną, śmieszną szczecinę.
- Wolałabym, żeby mnie renifer skopał, niż oglądać twoją mordę, Schlierenzauer – prychnęła. - Doskonale wiesz, po co tu jestem i jedyne, co cię może dziwić, to czemu tak długo z tym zwlekałam. - Chwycił jej rękę, żeby pomóc wstać i nie wiedzieć czemu, poczuła się zmieszana, kiedy chwilę później wylądowała oparta lekko o jego klatkę piersiową.
Rany, to tylko Świniozauer, ogarnij się dziewczyno!
- Liczyłem, że jednak zdałaś sobie sprawę z miłości do mnie i potrzebujesz czasu, aby się do tego przyznać. - Spojrzała na niego z miną, jakby właśnie oznajmił, że zeżarł worek robali, albo uciekł z zakładu psychiatrycznego.
Oczywiście, że wiedział dlaczego przyjechała i faktycznie dziwiło go, że nie zrobiła tego znacznie wcześniej. Właściwie spodziewał się, że załatwią sprawę już w kilka dni po tym wszystkim. Zamiast tego Asia przepadła na długie cztery lata, w trakcie których zmieniło się praktycznie wszystko, aby teraz tak po prostu pojawić się na ich zgrupowaniu i zacząć na niego burczeć. Za chwilę okaże się, że to tylko i wyłącznie jego wina.
Chyba trochę tęsknił za tą wariatką.
- Próbujesz być zabawny, czy skretyniałeś do reszty? - Za taką nią tęsknił najbardziej. Stała z rękami ciasno skrzyżowanymi przed sobą, dając jednoznaczne przesłanie sprowokuj a ugryzę. Jedną nogą rytmicznie tupała w ziemię, jakby odliczając ostatnie sekundy czyjegoś życia, a złowrogo zmrużone oczy lśniły niczym idealnie naostrzony sztylet. Zazwyczaj wyglądała tak... no właśnie, dokładnie tak wyglądała, kiedy wygrywał, kosząc jej ulubieńców. Wyszczerzył się więc w szerokim uśmiechu. - Ponoć ludzie wypierają ze świadomości traumatyczne przeżycia, więc ja wyparłam nasz... TO!
Doprowadzało ją do szału, jak bardzo zdawał się być rozbawiony tą dyskusją, kiedy ona miała jedynie ochotę się rozbeczeć i po prostu uciec. Już miała na niego nawrzeszczeć, albo po prostu rozszarpać i rzucić na pożarcie jakiemuś głodnemu reniferowi, kiedy z odsieczą przybyli jego kadrowi koledzy.
- Jedziecie, czy wolicie zostać sami, gołąbeczki? - Prychnęła, fuknęła, pokazała Fettnerowi środkowy palec, po czym po prostu wsiadła do busa i z radością oznajmiła, że nie ma w środku więcej wolnych miejsc. - Zawsze możesz usiąść Gregorowi na kolanach. - Znów prychnęła, fuknęła, pokazała Fettnerowi dwa środkowe palce i stwierdzając, że chyba najmniej nienormalnym w tym towarzystwie jest pan blondas, to jego kolana obrała sobie za siedzonko.
Szybko jednak tego pożałowała, bo jak się okazało, jegomość miał nie tylko ładne oczy i uśmiech, ale też całkiem uroczo pachniał.
Zajefajnie! Myśl o Axu, debilko, a nie jakiś austriackich gówniarzach.
Przez większość czasu jechali w ciszy, albo zanudzani przez dziwne opowieści z życia Stefana Krafta. I chociaż była wśród ludzi z najbardziej znienawidzonej przez siebie drużyny, znów poczuła to bolesne ukłucie pustki, a przed oczami przemknęły jej obrazki z czasów, gdy podróżowała tak z Finami.
- Tęsknisz za ty, prawda? - Wyrwał ją z zamyślenia Michael, uśmiechając się w ten przyjazny, poczciwy sposób. - Za skokami, za bandą otaczających cię idiotów, za byciem częścią ukochanej grupy i za robieniem tego, co uwielbiasz najbardziej w życiu.
- Najbardziej uwielbiam jeździć na łyżwach – próbowała się bronić, ale odpowiedziały jej trzy kpiące prychnięcia. Jedno pochodziło od jej rozmówcy, drugie było gregorowe, a trzecie z pierwszego rzędu busa.
- Pamiętam cię, mała, z czasów kiedy pracowałaś z Tommim. Nie wmówisz mi, że kochasz coś bardziej niż tę robotę – wtrącił się Heinz. - Przy Janne pokazałaś, że jesteś gotowa nawet do samodzielnego objęcia kadry, ale rozumiem, że planując założenie rodziny z Simonem wolałaś odpuścić. Nie rozumiem tylko, czemu nie wróciłaś, kiedy to się posypało. Zrezygnowałaś z marzeń, bo facet zawalił?
- Wróć do tego! - wykrzyknął uradowany Stefan, jakby właśnie odkrył Amerykę, albo wygrał kolejny medal. - Mogłabyś na przykład pracować dla n... - nie dokończył, bo Gregor widząc czerwieniejącą twarz dziewczyny, po prostu zakrył mu usta dłonią. Wolał nie narażać tego gówniarza na wściekłość Bednarek, bo na ile ją znał, to mogłaby tak po prostu wywalić go przez okno. Musiał jednak przyznać, że pomysł Krafta, choć kompletnie szalony, nie był wcale taki zły. Aśka była walnięta i dość kontrowersyjna nawet w kwestii pracy, ale była przy tym naprawdę niezłym psychologiem.
- Jesteśmy na miejscu, dzieciaczki. Wypakowywać manatki i do pokoi. A ty, Asiu, zastanów się dobrze nad tym wszystkim, o czym usłyszałaś. Myślę że dla ciebie w skokach zawsze znajdzie się jakieś miejsce. - Uśmiechnął się do niej szeroko, a kiedy pomagała chłopakom zbierać rzeczy, zaczepił ją jeszcze raz. - Jeśli chcesz, przeniosę Manuela do pokoju Stefana i Michaela, będziecie mieć z Gregorem trochę spokoju. Myślę że dla waszej dwójki możemy nieco nagiąć reguły.
- W życiu! Nie chcę mieszkać w pokoju ze Schlierenzauerem! Po moim trupie!
- Ah ta młodość, kto za wami, dzieciaki, nadąży, co? Raz się kochacie, raz nienawidzicie!
Stała jak wryta. Jaka miłość? Czy ten człowiek kompletnie zgłupiał na stare lata, czy to przebywanie wśród rodaków wyżarło mu resztki mózgu? Za nią nie trzeba było w niczym nadążać w kwestii Schlierenzauera. Nienawidziła gada!
- Zostaw te graty, Fettner ci je pozbiera i przyniesie, a my idziemy dokończyć naszą rozmowę. Teraz! - Chwyciła zaskoczonego skoczka za nadgarstek i pociągnęła w kierunku pierwszego lepszego domku. Manuel krzyknął za nimi uradowany, czy na pewno idą tylko rozmawiać, więc odwróciła się szybko, podeszła do niego i wycedziła wściekle: - jeszcze jeden kretyński żart na nasz temat, a przysięgam, że cię pogryzę, a później wyrwę ci tego wypłosza z głowy!
Była naprawdę wściekła i miała serdecznie dość towarzystwa tych umysłowo ograniczonych stworzeń. Austriacy to było największe zło świata! Powinni ich wszystkich spakować do wora i wysłać na Syberię.
- Stefan ma rację – wypalił Gregor, kiedy tylko zamknęły się za nimi drzwi. Wybałuszyła na niego oczy. - Wiem, że to zdanie jest szokujące i trochę nie ma sensu, ale, do diabła, ten gówniarz ma rację. Jesteś świetnym psychologiem, a nam brakuje kogoś takiego. Pogadamy z Heinzem, słyszałaś co mówił, na pewno się zgodzi, a jak on się zgodzi, to Związek jakoś to przyklepie. Aśka...
- Słyszysz się? Czy to coś, co w mózgu powinno rejestrować wydobywające się z twoich ust słowa, w ogóle tam jest? Czy zrypało się akurat na te kilka chwil? Nie zamierzam w ogóle wracać do skoków, a już na pewno nie zdurniałam na tyle, żeby pracować dla Austriaków. Wy nie jesteście nawet narodem, jesteście jakąś jego tanią podróbą! Przyjechałam tu tylko w jednym celu i nie zamierzam dłużej tego odwlekać. Podpisuj to i sajonara! - Wyciągnęła z torebki dwa duże pliki dokumentów i rzuciła je na stolik, a on nawet nie raczył ruszyć się z miejsca.
- To masz szczęście, że nie zdurniałaś też na tyle, żeby wyjść za jedną taką podróbę, księżniczko - rzucił kpiąco. - I dobrze, że pomyślałaś o zabezpieczeniu interesu zakładanego po ślubie. - Rozdziawiła usta ze zdziwienia. Wiedział o tym wszystkim i jeszcze zamierzał to wykorzystać przeciwko niej? Nie mogła w to uwierzyć. Tak, to był Gregor, zarozumiały palant, który lubił wnerwiać ludzi, ale jej przecież by tego nie zrobił. Czy to miała być jakaś chora zemsta za to, że go wykorzystała próbując odegrać się na Simonie? Czy fakt, że była jego żoną, nie był wystarczającą karą samą w sobie? - Tak, geniuszu, wiem że jestem w połowie właścicielem twojej szkoły i wiem, że jesteś na skraju bankructwa. Wiem nawet, że twoi kupcy planują inwestować jedynie w hokei, więc nie ma tam już dla ciebie miejsca. Możesz się więc zgodzić na pracę dla nas, a ja grzecznie podpiszę sprzedaż, co uratuje cię przed kompromitacją i wyrzuconą w błoto kasą, albo możemy się sądzić. Potrwa to kilka ładnych miesięcy i już nie będzie czego sprzedawać.
- Aż tak mnie nienawidzisz? - Wbiła w niego te duże, jaśniutkie oczy, w których pojawiły się pierwsze łezki. Czy ona naprawdę myślała, że robi jej na złość?
- Nie, Aśka, wbrew pozorom, aż tak cię lubię. - Usiadł obok i delikatnie objął ją ramieniem. - Skoki to twój świat i nawet Kraft by zauważył, jak bardzo za tym tęsknisz. Wiem że nie jesteśmy Finlandią, ale szczerze? Wymień choć jednego Fina z obecnej drużyny? Albo powiedz, jak nazywa się ich obecny trener. Swoją drogą, Austriak. Czasy Mattiego, Janne, Vellu, czy nawet Olliego już przeminęły. Przeżyłaś z nimi piękne chwile, ale czas ruszyć dalej, a nie trzymać się obietnicy złożonej zupełnie innej drużynie.
- Ruszam dalej – burknęła, żeby przypomnieć mu, że ma chłopaka, który czeka na nią na zupełnie innym kontynencie. Chłopaka, o którym marzyła całe swoje życie.
- Aha, właśnie dlatego zaśliniłaś pół busa... Ała! - Oberwał za to i to dość mocno, w dodatku w asyście obrażonego: 'nic nie zaśliniłam, jełopie'. - Jako twój mąż powinienem być chyba zazdrosny, że nie możesz oderwać wzroku od mojego młodszego kolegi z drużyny, ale w sumie mi to wisi. Obawiam się jednak, że Akseli mógłby być zazdrosny. No i raczej średnio ucieszy go wieść, że od czterech lat jesteś mężatką i nie pisnęłaś o tym ani słówka. Założymy się?
- Nienawidzę cię, Schlierenzauer, nienawidzę! I za cholerę nie rozumiem, po co to robisz?
- Bo lubię wygrywać, księżniczko. We wszystkim!
Debil!
- Przeszkadzamy? - Taki zupełny przypadek, że zajrzeli do środka akurat, jak rozmowa praktycznie dobiegła końca i że to wielkie, blade stworzenie szczerzyło się do niej teraz jeszcze bardziej niż w busie? Brawo, pogratulować! Podsłuchiwacze przebrzydli!
- Przeszkodziłeś, przychodząc w ogóle na ten świat, Fettner – mruknęła, wyswabadzając się objęć Gregora i wstając z miejsca. - A ty – zwróciła się do Hayböcka, próbując ze wszystkich sił zapanować nad pchającymi się na policzki rumieńcami. - Nie słuchaj tego debila, wcale się na ciebie nie...
- Tak? - No chyba ta poczciwina nie zamierzała z nią pogrywać i wprowadzać jej w zakłopotanie? Świat oszalał, wydając pozwolenie na istnienie Austrii!
- Dzieciak jesteś! Nie interesują mnie dzieci.
- Aha, to dobrze, że twój mąż jest ode mnie starszy. O cały rok!
- Nie nazywaj go moim mężem!
- Sama go sobie wybrałaś.
- JAK JA NIENAWIDZĘ AUTÓW!
Powinna była polecieć z Akselim do tej Malezji cztery lata temu! Ewentualnie odrąbać sobie głupi łeb, żeby nie mogły wpadać do niego tak zajebiste pomysły jak: 'Wyjdę za mąż za Schlierenzauera, żeby zemścić się na Simonie'. Albo, że Ammann nie jest sadystą, wciąż ją kocha i przecież nie pozwoli jej odwalić takiej szopki, szczególnie jeśli poprosi go na świadka.
No to się zdziwiła!
Nie miała mózgu, ona tam w środku miała chyba jedynie sznurek, żeby jej uszy nie poodpadały!